Irlandia, to była biała plama na Jackowej mapie świata i do mojego wyjazdu do Cork wyglądała gorzej niż Afryka, nie odnotowaliśmy w niej ani jednej Jackowej pamiątki. W jaki sposób odnalazłem go w Irlandii? - poczytajcie.

Samolot  przebijał się przez gęste chmury na ścieżce lądowania w Cork. Będzie padało - pomyślałem, deszcze to typowy element irlandzkiego krajobrazu.
W drodze do hotelu przez okno taksówki widać było mokre ulice i tylko gdzieniegdzie rowerzystów w ochronnych pelerynach. Nie mam ochoty na deszczowe spacery a i tak nie ma tu nic godnego do zwiedzania.
The Lee River Hotel miał przeszkloną ścianę wysoką na kilka pięter. Jak przestanie padać i mgły opadną będzie z górnych pięter fundował gościom dobry widok na okolice. W tej podróży nie byłem przygotowany na dotarcie do Jackowych miejsc, Internet nie podawał żadnych informacji na hasło St. Hyacinth Cork, ani St. Hyacinth Irish. Wujek Google też nie był łaskawy. Na stronie dominikanów nic nie wspominano o historycznych założycielach tej prowincji. Znaczy nie ma św. Jacka w Cork, ani w Irlandii. Nic dziwnego- myślałem- mimo, że Irlandczycy to katolicy mający jednak za sobą historię kolonizacji przez Anglików i okres naginania ich do angielskiego sposobu wiary w Chrystusa i Ewangelię nie zostawili go sobie, wszakże ich ikoną jest św. Patryk. Ostatnie ofiary wojny religijnej jeszcze się tu opłakuje. Jeśli nawet dawniej były pamiątki dominikańskiego kultu św. Jacka, to zapewne nie przetrwały dziejowych burz - uzasadniłem swoją bezsilność wobec tych faktów. Stało się jednak inaczej.

Św. Jacek chciał, abym odkrył go w Irlandii, zawsze podsuwa jakiś znak, często myśl, której trzeba się uczepić. Kiedy się to dzieje nastawiam swoje zmysły jak radary, aby nie przegapić takiego momentu, nie ulec leniwej lub złej interpretacji, poczuć zapach św. Jacka. Trochę jak wilk – z celtycka Bork, a przodkowie dodali do Borka –wski i tak powstało moje nazwisko Borkowski (interpretacja wg Pani Anny z Danii). Stanąłem więc na ostatnim piętrze hotelu River Lee i rozejrzałem się po okolicy przez szklaną ścianę korytarza. Deszczowe chmury zniknęły w czasie lunch-u. Pod błękitnym niebem ukazał się Cork, rozłożony na wzgórzu na przeciwległym brzegu rzeki. Z wysoka widzę kilka wież kościołów, jednak nie dostrzegam na nich naszych krzyży. Nieopodal piękna katedra z barokowymi ażurowymi i strzelistymi wieżami, też bez krzyży na szczycie. Jeśli bez krzyża to nie nasza, nie mam po co tam iść, widziałem już gdzieś podobne, w tej na pewno św. Jacka nie będzie.
Idziemy z Anią na spacer w kierunku centrum miasta, po drugiej stronie ulicy mijamy olbrzymi szary budynek, w środku fasady duże drzwi, na nich tablica z ogłoszeniami i nasz krzyż. Jest w tej budowli jakaś kaplica, może miejsce spotkań, to nie może być kościół, bo nie ma wieży.
Centrum miasta tak zwyczajne jaki i ludzie: domy, sklepy, knajpki. Można sprawdzić, które piwo jest lepsze Guinness czy Murphys ? albo wybrać sto innych.
Po długich godzinach wracamy do hotelu przeciwną stroną ulicy, wzdłuż bryły gmaszyska z drzwiami, na które zwróciłem uwagę idąc do miasta. Były otwarte. Wchodzę mimowolnie do środka przez mały przedsionek. Otwieram wewnętrzne drzwi i widzę wnętrze olbrzymiej świątyni. Katolicka – szybko rozpoznaję. A to niespodzianka, gmach na pierwszy rzut oka wyglądający na stary magazyn lub budynek przemysłowy okazał się wielkim kościołem.
W środku kilka osób klęczących w modlitwie. Obchodzę wnętrze szukając św. Jacka wśród obrazów, rzeźb - nie ma ich zbyt wiele. Rozmawiam cichutko z Anią. Po polsku odzywa się do nas starsza pani, którą mijamy i która zapewne usłyszała ojczysty język szeptany:
Państwo z Polski?
– Tak przyjechaliśmy tu na kilka dni.
– Ja jestem tu od 10 lat, przychodzę do tego kościoła - bo to polski kościół. W niedzielę ksiądz odprawia mszę po polsku i przychodzi wielu Polaków.
Pytam o św. Jacka. Tak zna takiego świętego, ale w tym kościele nie ma go.
Może zapyta Pan któregoś z księży. Rozglądamy się wokół, niestety  aktualnie nie ma żadnego.
Trudno. Wracamy do hotelu. Pada deszcz, czas na irlandzką whiskey.
Następny dzień był już słoneczny. Ponownie idziemy do centrum miasta. Tym razem stroną ulicy przy której stoi polski kościół (St. Augustines Church) – jeszcze wczoraj kojarzony z magazynem. Drzwi otwarte. Zaglądam z ciekawością do środka. Widzę zakonnika w brązowym habicie. Franciszkanin? Zagaduję po polsku z nadzieją, że to nasz misjonarz, niestety mówi tylko po angielsku. Pytam o św. Hyacintha, dominikanina.
O świętym dominikaninie dowiesz się u dominikanów - odpowiada.
- Mają kościół niedaleko stąd, trzeba pójść w lewo, potem w prawo przez most na rzece i tam znajdziesz - St. Marys Church.
Trafiliśmy od razu. Świątynię wzniesiono nad rzeką, fronton z kolumnami trochę z antycznymi kolumnami. Obchodzę  wnętrze dookoła, nie znajduję tu żadnej postaci przypominającej choćby trochę Jacka. Nic dziwnego, z krótkiej informacji dowiaduję się, że na miejscu starej, dominikanie postawili tę świątynię w 1839r , a więc wtedy, kiedy starannie usuwano Jacka z historii i religii. Jeśli nie tutaj, to już nigdzie w Cork św. Jacka nie będzie. Koniec poszukiwań. Opuszczamy kościół i wtedy spostrzegam mapę z dominikańskimi zakonami w Irlandii. Spoglądam na daty założenia - Dublin 1224 r, Cork 1229 r. i wiele innych w XIII w.
irlandia_zakony.jpg
Przecież ci którzy tu pierwsi przybyli musieli być kolegami św. Jacka, gdyż w tym samym czasie on założył klasztor w  Krakowie (św. Trójca 1222 r.) Pierwsi dominikanie musieli się więc znać, kim byli ci co poszli do Irlandii? Może razem z naszymi pięciu wspaniałymi od św. Sabiny, odbywali nowicjat na Aventynie? Niestety kościół prawie pusty. Wychodzimy. W pobliskim pubie przy piwie Murphys, siedzę i oglądam mapę w telefonie na Google Earth, ogarnia mnie przekonanie, że nie mogę odjechać bez rozmowy z jakimś tutejszym dominikaninem. Wracam do kościoła - w środku pusto. Pech. Odwracam się jeszcze raz w kierunku głównego ołtarza, aby klęknąć na pożegnanie i widzę białą postać wychylającą się z bocznych drzwi zapewne od zakrystii. Dominikanin! Mam go!
– Ojcze, ojcze! wołam po angielsku i biegnę przez kościół w kierunku znikającej postaci. Musiał słyszeć zarówno okrzyk jak i kroki bo wyjrzał jeszcze raz. Witamy się i wchodzimy rzeczywiście do zakrystii. Przedstawiam się i podaję dramatyczną przyczynę mojego wołania za nim z  głębi kościoła. Dominikanin uprzejmie i zaciekawieniem słucha mnie, a potem oznajmia po angielsku.
Ja jestem Ojciec Stephan Hutchinson, oczywiście wiem kim był św. Jacek z Polski, jednak w naszym kościele nie ma żadnej pamiątki z nim związanej. Ale mam przyjaciela, też dominikanina, który ma na imię Hyacinth. John Hyacinth Walsh. On będzie wiedział dużo więcej o obecności św. Jacka w Irlandii. Daj mi swojego e-maila to prześlę Ci kontakt do niego.
Bierze kartkę papieru, podaje długopis, piszę mój adres. A on chce być pewny, że nie zgubi ani litery. Jeszcze raz pisze go po swojemu. Rozstajemy się. Czuje, że ponownie stało się coś nadzwyczajnego i jestem zły na siebie, że będąc przekonanym, iż w Cork nie znajdę św. Jacka nie wziąłem swojej wizytówki. To stąd zapewne, że na bierzmowaniu wybrałem imię Tomasz. Zamiast zaufać, że Jacek mnie poprowadzi zwątpiłem, ale on nie zrezygnował, bo miał inny plan.
Jeszcze nie zdążyłem wysiąść z samolotu jak przyszedł e-mail z Irlandii.
- Dear Zbigniew, glad to meet you this morning, hope you receive this email. The following is the email address of one of our Irish Dominican Priests His name is fr John Hyacinth Walsh OP. He may be able to help you in your research, with every blessing fr Stephen Hutchinson OP.
Ojciec Stephen Hutchisnson dotrzymał słowa i natychmiast wysłał mi e-maila z adresem do irlandzkiego ojca Jacka.
Napisałem więc do niego list z prośbą o pomoc w odnalezieniu św. Jacka. Odpowiedź nadeszła następnego dnia wraz ze zdjęciami. Tekst odpowiedzi załączam, zdjęcia na końcu artykułu. 
- Dear Fr. Zbigniew,
Greetings from the Dominican Friary in Dundalk.
I was blessed to be given the name Hyacinth (Jacek) in the Order and im holding onto the name!! As for iconography of St. Hyacinth, some of our churches have images either in windows, statuary, or mosaics. A very nice but small painted image of Hyacinth is in the Dominican Sisters convent, St. Saviours Priory, Limerick City.
In the Church there is a painting of him among the Dominican saints Lunettes above the arches and pillars.
St. Saviours Dublin has a bust of St. Hyacinth among the Dominican saints adorning the walls of the Church. San Clemente, Rome has a very old statue of Hyacinth in its archives. The High Altar Mosaic of Friary Church here in Dundalk has a small image of him also. St. Saviours Waterford also has a statue of him high up under the windows of the church. A few images that maybe of interest to you.
With every blessings.
John Hyacinth OP

Ojciec John przybrał zakonne imię Jacek (Hyacinth), powiadamia w liście, że są w Irlandii pamiątki kultu św. Jacka i wymienia znane mu miejsca oraz załącza dwa zdjęcia: mozaiki ze św. Jackiem w ołtarzu głównym w kościele przyklasztornym dominikanów w Dundlak i ikony znajdującej się u dominikanek z zakonu w St. Saviours Priory, w mieście  Limerick. Popiersie św. Jacka w St. Saviours w Dublinie i rzeźba św. Jacka w St. Saviorus w Waterford tych zdjęć jeszcze nie mamy. Tak kończy się moje kolejne, tym razem przypadkowe wędrowanie za św. jackiem w Irlandii. Nanoszę te miejsca na Jackową mapę świata (tutaj) . Irlandio witaj!

Dear Father Hyachinth,
Thank you for a quick response to my email, sending me the first pictures of Saint Hyachinth in Ireland and for giving information about places with traces of his cult. I have put all these information into a brief from my visit to Cork (please find here the link). Ireland is no longer an empty space on the St. Hyachinth’s map. Origins of Dominican identity can be found in life of the Irish monks. Saint Dominik drew from their experience while writing the status of the monastery. Current ministry is therefore a continuation of the tradition from before XIII century. I encourage you to continue discovering the traces of St. Hyachinth. Please be so nice to send me more information and pictures.
With every blessing
Zbigniew Borkowski
Piszę więc list do pierwszego dominikanina o imieniu Hyacinth (Jacek), który nawiązał z nami kontakt i dziękując mu zachęcam do dalszej współpracy. Przed tą publikacją, od ks. Ryszarda Bugajskiego z parafii św. Jacka w Straszynie dostałem książkę pt. Dominikanie w czasach krucjat, katedr i herezji,  a w niej Erik Ross. OP (84) odkrywa, że pierwsi dominikanie byli duchowymi synami mnichów iroszkodzkich. Z tego faktu płynie nadzieja, że będzie więcej odkryć w Irlandii. Polecam więc naszym dzieciom, którzy odnaleźli w Zielonej Wyspie drugą ojczyznę,  odszukanie śladów św. Jacka. Pierwszy krok zrobiony! W historii dawnej zawsze wędrował z emigrantami, więc i tym współczesnym będzie łaskawy.

b_200_200_16777215_00_images_Irlandia_irlandia_ikona.JPGb_200_200_16777215_00_images_Irlandia_irlandia_mozaika.JPG