Miłośnikom historii Jackowych,  Iwona przygotowała i opracowała swiąteczną niespodziankę - nowe informacje o pobycie św. Jacka w Kijowie, wraz z opisem miasta ginącego pod najazdem Mongołów z którego św. Jacek w cudowny sposób ratuje w ostatniej chwili monstrancję i figurę Matki Bożej.

Św. Jacek w Kijowie

Współcześni i dawni historycy są zgodni, że św. Jacek musiał być w Kijowie kilka razy.
W tym okresie miasto, o które ciągle walczyli pomiędzy sobą ruscy książęta, stanowiło ważny ośrodek kulturalny, polityczny i handlowy. Jego dogodne położenie na szlaku handlowym wiodącym z Morza Bałtyckiego nad Morze Czarne, sprawiało, że handel odgrywał tu ogromną rolę. Leszek Podhorodecki w swojej książce „Dzieje Kijowa” tak pisał:
„ W drugiej połowie XIIw. Kijów osiągnął ogromne rozmiary. Liczył wówczas około. 45 tys. mieszkańców, co stawiało go w rzędzie trzech największych miast średniowiecznej Europy. Przewyższający zdecydowanie inne miasta Konstantynopol miał wówczas 400-500 tys. ludności (w XIV-XVw. Liczył 30-40 tys.). Drugie po nim Saloniki miały około 200 tys. Pozostałe miasta Europy były już znacznie mniejsze. Londyn w XIw. Miał około 20 tys. mieszkańców, w XIV w. liczba ta wzrosła do 35 tys., Nowogród w XIIIw liczył  około 30 tys. ludności, największe miasta hanzeatyckie nie przekraczały 20-22 tys.” Kijów, którego ludność była zróżnicowana etnicznie słynął z tolerancji religijnej. Nic więc dziwnego, że jak Ksiądz Piotr Skarga napisał: „A sam Jacek św. umyślił się na wschód słońca udać między odszczepieńce i do Kijowa szczepy kazania swego i słodkiej nauki Chrystusowej puścił."
Pierwszy pobyt Jacka w Kijowie najczęściej datuje się między rokiem 1227 i 1233.
Wspomina o tym w swojej książce o Kijowie Leszek Podhorodecki:
„W 1228 przybyli do Kijowa Jacek Odrowąż, założyciel klasztoru dominikanów w Krakowie i znany asceta, oraz jego brat Czesław.
   Jacek wyleczył córkę wk. ksiecia kijowskiego Włodzimierza Rurykowicza, czym pozyskał jego przychylność i zgodę na prowadzenie działalności duszpasterskiej.”
Ten sam autor napisał: „Odrowąż jeszcze raz przybył do Kijowa przed samym najazdem tatarskim i przy klasztorze Dominikanów założył szkołę, do której uczęszczały dzieci miejscowych katolików”. Niestety ten pobyt Jacka zbiegł się z najazdem Tatarów.
Właśnie 5 i 6 grudnia minęło 766 lat od pamiętnego szturmu wojsk Batu-chana na Kijów. Spróbujemy na podstawie informacji zawartych w książce Leszka Podhorodeckiego „Dzieje Kijowa” pokazać grozę tamtych dni, które zmieniły ówczesny świat, a także plany  i zamierzenia św. Jacka.
Oto jak opisał okropności tego najazdu  w swojej książce L. Podhorodecki:
   „Latem 1240 r. Około 120 tys. wojowników tatarskich ruszyło w trzech kolumnach na księstwa kijowskie, perejasławskie i czernichowskie.
Gdy Perejasław i Czernichów osamotnione ginęły w nierównej walce, część sił pod wodzą Mangu rozłożyła się na lewym brzegu Dniepru koło Trubeży. Wódz mongolski wysłał stąd swego posła do Kijowa, wzywając do złożenia hołdu i wydania miasta.
   Książe Michał Wsiewołodowicz zawczasu uszedł już na zachód, w Kijowie dowodził więc wojewoda Dymitr, przysłany na pomoc przez księcia halickiego Daniela Romanowicza  na czele dość znacznych sił. Chociaż miasto w stosunku do czasów największego rozkwitu znacznie się już wyludniło, tego roku przebywało w nim dużo więcej ludności, tysiące bowiem mieszkańców wschodnich rejonów Rusi tutaj właśnie szukało schronienia.
Rąk do obrony nie brakowało, toteż poseł mongolski otrzymał odpowiedź: „Powiedz swojemu wodzowi, że Batu-chan (dowodzący całością sił mongolsko-tatarskich w wyprawie na Europę –L.P.)poganin, a ja (Dymitr) chrześcijanin. Wiara jego jest nienawistną mojej wierze, dlatego nie chcę bić czołem i wstępować w sojusz z wrogiem mojej wiary, ani też chować z nim przyjaźni”. Wódz mongolski podobno z zachwytem patrzył na pełne wspaniałych cerkwi miasto, toteż chcąc ocalić je przed zniszczeniem, jeszcze raz zaproponował kapitulację.
   Tym razem mieszczanie nie dali odpowiedzi, lecz wymordowali posłów, dając tym do zrozumienia, że nie poddadzą się bez walki. Nie mając przy sobie większych sił, Mangu cofnął się spod miasta, czekając nadejścia głównych sił Batu-chana.
Na przełomie listopada i grudnia 1240r. Pod Kijowem stanęły co najmniej 3-4 „tumeny” wojsk Batu-chana, tj, ok. 40 tys. ludzi"


   "Według relacji kronikarzy ruskich, Tatarów było tak dużo, że gdy nadchodzili, nie można było słyszeć, co jeden Rusin mówi do drugiego na wałach „za skrzypem wozów jego(nieprzyjaciela), za rykiem wołów jego i wielbłądów jego, za rżeniem koni jego”. Obrońców było kilkakrotnie mniej, liczyli jednak na moc potężnych nadal obwarowań miasta. Po kilkutygodniowym bombardowaniu z katapult najeźdźcy 5 grudnia ruszyli do szturmu."

„„I można było widzieć i słyszeć straszny trzask kopii i łomot tarcz –pisał ruski kronikarz(cyt. Za: S. Krakowski, Polska w walce z najazdami tatarskimi w XIIIw wieku W-wa 1956).-Strzały zasłoniły światło tak, że nie było widać nieba za strzałami, a stała pomroka  od mnóstwa strzał tatarskich i wszędzie leżeli zabici. I wszędzie lała się krew.”
Główny wysiłek szturmujących skupił się koło Lackich Wrót, nieco słabiej ufortyfikowanych od innych bram. Kosztem wielkich strat Tatarom udało się rozbić bramę i wedrzeć do miasta, ale zapadające już ciemności przerwały dalszą walkę. Pozwoliło to kijowianom wycofać się do Grodu Włodzimierza i zorganizować tu nową linię obrony.
    Wojewoda Dymitr zachował się dzielnie i mimo dokuczliwej rany odniesionej w boju nie przestawał kierować walką.
Rankiem następnego dnia Tatarzy ponowili szturm. Fortyfikacje Grodu Włodzimierza okazały się znacznie słabsze od umocnień utraconego już Grodu Jarosława, toteż mimo zaciętej obrony napastnikom udało się wedrzeć do miasta koło wrót Sofijskich, nazywanych od tej pory Wrotami Batu-chana (Batyjewnymi).
   Wszyscy kijowianie, za świadectwem kronikarza utworzyli drugi gród koło świętej Bogurodzicy, cerkwi Dziesięcinnej, stanowiącej ostatni punkt oporu w mieście.
Wszystka ocalała niemal dotąd ludność cywilna schroniła się wewnątrz cerkwi, wdrapując się –dla dania innym miejsca –wysoko na wieże i chóry. Cerkiew Dziesięcinna nie wytrzymała ciężaru tylu tysięcy ludzi. Z ogromnym hukiem wieże zaczęły walić się jedna za drugą, grzebiąc w swych gruzach także ostatnich obrońców miasta.
Po latach archeolodzy rozkopali to miejsce. Znaleziono w nim tysiące kości ludzkich z wyraźnymi śladami udziału w walce-rozbitymi czaszkami, połamanymi kręgosłupami, zmiażdżonymi ramionami.
   Po zdobyciu miasta Tatarzy urządzili straszliwą masakrę, wybijając tysiące cywilnej ludności-kobiet, dzieci i starców. Czynili to z niesłychanym wprost okrucieństwem, o czym najlepiej świadczą wykopaliska archeologiczne. W jednym z miejsc badacze odkryli w piecach zniszczonych zabudowań mnóstwo na pół zwęglonych szkieletów ludzi wrzucanych żywcem w gorejący ogień. W innej ze zbiorowych mogił doliczono się zwłok aż 2 tys. osób.

Zniszczeniu uległ klasztor Dominikanów. Jacek Odrowąż w cudowny sposób ratuje braci i siebie uciekając w ostatniej chwili z oblężonego  miasta. Z płonącego kościoła ratuje Najświętszy Sakrament i alabastrową figurkę Matki Bożej, zabiera je ze sobą i przekracza rzekę w kierunku wroga. Opatrzność Boża osłąnia go,  szczęśliwie wraca do kraju, uprzedzając o nadciągającej armii Mongołów. To cudowne ocalenie przydaje mu po kanonizacji dwa atrybuty monstrancję i figurę Matki Bożej niesione w rękach. Opis cudu tutaj


Po wybiciu większości mieszkańców miasta Tatarzy ograbili Ławrę Peczerską, zdarli złoty krzyż i zniszczyli świątynie, po czym ruszyli w niszczycielskim pochodzie dalej  na zachód[...]".
„Kijów zniknął z powierzchni ziemi, a z całej wielkości jego tylko imię pozostało”- stwierdził wybitny historyk i pisarz rosyjski, Mikołaj Karamazin (cyt. za: Istorija Kyjewa, Kijów 1960). Niedobitki ludności schroniły się w okolicznych lasach, natomiast na pogorzeliskach miasta, według legend ludowych, osiadły wiedźmy i biesy, i nawet jeszcze w XVIII w. pokazywano w Kijowie górę, „gdzie się wiedźmy zlatywały”.
Równie wyludnione stały się okolice miasta. Gdy w 1246r. Słynny podróżnik i dyplomata, Giovanni da Pian Del Carpine, jechał do Mongolii, wokół Kijowa widział tylko pogorzeliska   i szkielety pomordowanych mieszkańców. „Żyjący zazdrościli spokoju umarłym” - pisał wtedy kronikarz ruski. Zniszczony Kijów bezpowrotnie stracił swoje znaczenie, a ośrodkiem życia politycznego Rusi stała się teraz mniej zdewastowana północ. „Krew ojców i braci naszych, jak woda wielka ziemię napoiła...-pisał kijowski mnich Serapion – „liczni bracia i rodziny nasze zaprowadzone zostały do niewoli, wsie zagajnikami porosły, bogactwa nasze im przypadły; pracę naszą poganin odziedziczył, ziemia nasza znalazła się we władaniu obcoplemieńców””.